Kurs na Thyboron. Przez cały dzień trochę luzu, bo możemy sobie pozwolić na małe zboczenia z kursu, bo wszędzie jest głęboko. Przechodzimy kanałem, wykopanym w mieliźnie i pierwsza focza rodzina na płyciźnie.
Port Thyboron okno na Morze Północne. Najciekawszy port rybacki w Danii. Wizyta Polaków pracujących na duńskim kutrze (a gdzie nas nie ma). Prognozy alarmują, wiatr na najbliższe 12h 16m/s, jak na pływanie po Morzu Północnym, trochę za duży. Decydujemy się przeczekać noc. Kolejne drobne udoskonalenia. Montaż gum przytrzymujących mapy, locje i drobiazgi w nawigacyjnej oraz pas zabezpieczający nawigatora od upadku na kambuz przy gwałtownym przechyle. Przydało się nie raz. Wieczorem nawiązanie przyjaźni z jedynym jachtem cumującym w marinie. Polska gościnność zaskoczyła Szwedów. Przekazaliśmy 6 florenów świdnickich i folder Świdnicy. Nazajutrz piękna niespodzianka, świeże ryby prezent od Szwedów.
Oddajemy cumy, kurs na Norwegię i jak zwykle przeciwny wiatr i prąd do 1,5 knota. Piłujemy na grocie i silnikiem. Nadchodzi bardzo nieprzyjemna noc. Musimy refować, pierwszy ref wystarczy na godzinę. Ryzyko wzrasta, fale nadchodzą chyba ze wszystkich stron. Drugi ref jeszcze za dnia, nie ma co ryzykować. Idziemy spokojniej. Wyjątkowo ciemna noc, nie widać naszego dziobu, a Idol jak pędzący pociąg prze w ciemność, rozbijając fale. Zostaje przy sterze do 5 rano. Jest już całkiem jasno, uspokaja się. Parę godzin odpoczynku, nie można tego nazwać snem, bo na takiej huśtawce, gdzie wszystko na jachcie przetacza się z burty na burtę, cieżko utrzymać się w koi. Każda prosta czynność wymaga wysiłku, trzeba uważać, żeby nie stracić równowagi, bo można się połamać. Nosimy szelki z liną i karabińczykami w razie szybkiej interwencji na pokładzie, trzeba się wpiąć.
Wiatr stopniowo odpuszcza i przychodzi deszcz i mżawka, która przeniknie wszędzie i do tego długa martwa fala. Do Bergen nie mamy szans dojść w tej odsłonie z powodu dużego ubytku paliwa, które tam w fiordach będzie bardzo potrzebne. Szukam portu schronienia ze stacją benzynową. Do brzegów Norwegii mamy jeszcze 25Mm tj. około 50km. Znalazłem w locji niemieckiej mały porcik we Flekkefiordzie. Odpadamy, luzujemy żagle, wiatr 4-5B z NW. Idziemy wreszcie półwiatrem, gdzie prędkość nasza przekracza niekiedy 8węzłów, wreszcie żeglujemy, mile szybko ubywają. Nawigację prowadzę na C-mapie w laptopie. Pełna perfekcja, podziękowania dla kapitana pana Józefa za mapy i program, co nasz Marek uruchomił w komputerze pokładowym. Mamy też inne zabezpieczenia nawigacyjne i komplet map papierowych. Jesteśmy wygodni i zdajemy się na elektronikę, choć zawsze na stole leży mapa papierowa, gdzie chłopcy chętnie nanoszą pozycję.
Wchodzimy wreszcie do Flekkefiordu i o 23.00 cumujemy w Toolbotbrygen. W ciągu doby zrobiliśmy 135Mm. Świetny rezultat jak na turystyczny jacht. Rano szukam stacji benzynowej i jest za cyplem w fiordzie a na niej dwa szyldy, jeden „otwarte od 10.00” , a drugi „będę za 30minut” . Co za szczęście pan przyszedł o 10.30 po norweskim święcie. Tankujemy po korek i dalej w drogę. Sprawdzian nowej wędki na dorsza i udało się, złapałem tylko jednego. Krążą legendy o ilości ryb w tutejszych fiordach, zobaczymy.
A teraz codzienność i rutyna, walka z przeciwnym wiatrem i prądem. Marzymy o baksztagu, czyli o wietrze z tyłu, pchającym nas. Nie ma sensu walczyć, po paru godzinach wchodzimy do Egersundu. Piekny fiord i malowniczo położone miasteczko i najważniejsze prysznice i toalety. Pan bosman (z kolczykiem w nosie) przywitał nas choć była już 23.00. Wręczył także nam prognozę pogody, o zgrozo na 4 kartkach informacje o temperaturze, chmurach i słoneczku, a gdzie jest kierunek i siła wiatru? Nie dziwimy się w marinie prawie same jachty motorowe. Wreszcie na prostej stępce, toaleta, telefony do Polski i porządna miska.
Rano oddajemy cumy, próby łowienia ryb i oczekiwanie na korzystny wiatr. Nie mamy szczęścia wiatr NW 6-7B. Przy tym stanie Morza Północnego nie mamy ochoty na gotowanie i tylko szybki kubek, parę grześków i czekolada. Odszukuję w komputerze alternatywną trasę przez Skudensfiord, ale wejście tam dopiero na 22.00, dobre i to. Do Bergen w linii prostej jeszcze 80Mm, ale mam nadzieję, że żegluga w fiordach będzie znacznie spokojniejsza i będzie nagrodą dla nas za trudy poniesione dotychczas. Nadzieja matką głupich, po wejściu do Skudensfiordu wiatr odkręca na „mordewind”, czyli wieje z Nordu. Halsówka z wąskim fiordzie, ale za to bez fali. Rekordowe prędkości w głębokim przechyle. Mamy na logu 8,4knota. To jest żegluga! Widoczność szybko się pogarsza, mżawka i tężejący wiatr. Znajduję na mapie jakiś porcik, komputer dalej robi swoje. Zbliżenie, dużo skał, świateł, bale przemysłowe a w tym wszystkim mały przesmyk, prowadzący do miejskiego nabrzeża… c.d.n.